Zbudziłem się o tej porze bezdusznej i
nikłej, kiedy właściwie noc się już skończyła, a świt nie zdążył
jeszcze zacząć się na dobre. Leżałem w mętnym świetle, a ciało moje bało się
nieznośnie, uciskając strachem mego ducha, duch uciskał ciało i każda
najdrobniejsza fibra kurczyła się w oczekiwaniu, że nic się nie stanie,
nic się nie odmieni, nic nigdy nie nastąpi i cokolwiek by się
przedsięwzięło, nie pocznie się nic i nic. Był to lęk nieistnienia,
strach niebytu, niepokój nieżycia, obawa nierzeczywistości, krzyk
biologiczny wszystkich komórek moich wobec wewnętrznego rozdarcia,
rozproszenia i rozproszkowania. Lęk nieprzyzwoitej drobnostkowości i
małostkowości, popłoch dekoncentracji, panika na tle ułamka, strach przed gwałtem, który miałem w sobie, i przed tym, który zagrażał od zewnątrz. Witold Gombrowicz, Ferdydurke || Na taki widok zawsze opuszcza mnie pewność, że to co ważne ważniejsze jest od nieważnego. Wisława Szymborska, Może być bez tytułu
Komentarze
Prześlij komentarz